sobota, 1 marca 2014

Sąsiedzi

Posiadanie sąsiadów zawsze ma dobre i złe strony...
Odnosi się to do wszystkich krajów świata, także do Czech.
W pierwszych dniach pobytu w Brnie przywitała nas sąsiadka z 2 piętra: "Nazywam się Hrabalova, gdybyście czegoś potrzebowali, po prostu zapukajcie. "
Podziękowaliśmy i zaczynamy mówić, skąd jesteśmy i co nas tu sprowadza. Hrabalova przerywa mówiąc: "Tak, wiem, ja już się wszystkiego dowiedziałam"...
To nam dało do myślenia. Big Brother is watching us ;)

Jakieś dwa tygodnie od naszego przyjazdu z Polandii sąsiadka z klatki obok  przyszła nas ostrzec, że jutro będą myte parkingi przed blokiem (WTF?) i że jak nie przeparkujemy auta gdzieś indziej, to będziemy płacić jakąś tam karę pieniężną. Starsza kobieta domyśliła się, że pewnie nie zrozumiemy tabliczki z komunikatem i że zostawimy samochód zaparkowany tam gdzie zawsze (przed wejściem do bloku). To było miłe, ale...

W bloku jest specjalne pomieszczenie dla wózków dziecięcych. Ja tam nie dawałam wózka, bo jest to dla mnie niewygodne. Poza tym w zimie wjazd do wózkowni jest oblodzony. Znacznie poręczniej było dla mnie trzymać wózek w mieszkaniu (mieszkam na parterze).
Niestety sąsiedzi nie mogli z tego powodu spokojnie spać. Pewnej niedzieli przyszła do nas delegacja.
Sąsiadka z klatki obok i sąsiad z naprzeciwka przyszli interweniować i uświadomić mnie, że wózki się trzyma w wózkowni, a nie w mieszkaniu i że wózek może zabrudzić schody czy odrapać ściany i spowodować jeszcze inne plagi. Boże Chryste Panie...

To nie koniec!
Pewnego ranka dzwoni sąsiadka z 1 pietra, prawie ze łzami w oczach i mówi: "Jak tak można???!!! To jest niewyobrażalne! To już jest przesada! Co wy sobie myślicie!" itd.
Prowadzi nas do piwnicy, gdzie leży sterta czyichś gratów, a te właśnie graty uniemożliwiają jej wejście do jej piwniczki. Ona oskarża nas, że myśmy wysypali te rupiecie i każe nam je natychmiast sprzątnąć :(
Dugi tłumaczy jej, że to nie jest nasze. A ona: "Jak to nie wasze?! A czyje? Tu są jakieś dziecięce zabawki, a tylko Wy w bloku macie dzieci!!!!!!!!!!!!!!"
Kufa, ręce nam opadły.
Sąsiadka grozi: "Nie chciałam na Was donosić, ale w takiej sytuacji jestem do tego zmuszona (zjawisku Donosicielstwa będzie poświęcony osobny post) ! Idę naskarżyć opiekunowi naszej klatki".
Po czym udała się do Krivanka, naszego sąsiada z naprzeciwka, i mu biadoli: "Panie Krivanek, to skandal! Ktoś zostawił stertę gratów przed moją piwnicą!" A Krivanek jej na to: "Tak to moje rzeczy, miałem je wyrzucić w tym tygodniu"...
Sąsiadce z 1 piętra wybaczamy awanturę, bo my są chrześcijanie i generalnie nie lubimy awantur. Znacznie bardziej lubimy się napić...


3 komentarze:

  1. U mnie też są sąsiedzi, którzy wszystko o wszystkim wiedzą. Kiedyś zadzwonili po straż miejską jak myliśmy rowery na parkingu przed domem.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie, gdy mieszkałam w Czechach, sąsiadki też były wścibskie i toczyła się między nami wojna o zamykanie drzwi na klucz. W Polsce, jak i w każdym cywilizowanym kraju, gdy przy drzwiach wejściowych wisi domofon (czynny!), nikomu nie przyszłoby do głowy aby te drzwi dodatkowo zamykać na klucz (zresztą w wiekszości i tak by się nie dało), a tym samym sprowadzać funckjonowanie domofonu do jedynej pozostającej mu czynności, czyli telefonu. Gdy drzwi zostają zamknięte na klucz, nie można ich już otworzyć z domu , naciskając guzik na domofonie. W związku z tym trzeba za każdym razem latać na dół i otwierać wszelkim gościom drzwi kluczem!!!! Kretynizm Czechów w tej kwestii osiągnął apogeum. Ja oraz moja współlokatorka z Rumunii regularnie bojkotowałyśmy ten zwyczaj. Z tego też tytułu Rumunka wchodziła ciągle z sąsiadką z piętra w spory czesko-rumuńskie, a ja z kolei zostałam raz przyłapana przez wyżej wspomnianą NA GORĄCYM UCZYNKU, gdy o 22 wracałam obładowana bagażami do domu z podróży! Małpa śledziła mnie już z okna i gdy weszłam do klatki uchyliła drzwi od mieszkania, żeby nasłuchiwać czy przkręcam klucz po przekroczeniu progu twierdzy. Gdy tak się nie stało, rzuciła się dosłownie z buzią na mnie, że jak tak można! Ze ona ma nas dość! Że tu wszyscy się na nas skarżą za te niezamknięte drzwi! PARANOJA! Także współczuję Ci, bo większość Czechów ma hopla na punkcie swoich bloczków. Wcześniej mieszkałam w wieżowcu i drzwi również zamykało się na cztery spusty, ale przynajmniej nikt mnei nie śledził i nie robił awantur o byle co. A wózka bym nie darowała, o nie! Co to ma znaczyć, że ktokolwiek Ci zabrania wnieść własność do swojego domu! A potem jak wózek zginie to szukaj wiatru w polu.

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, spotkałam się z tą samą obsesją na punkcie zamykania drzwi na klucz.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.