sobota, 28 października 2017

Być Murzynką w Trnavie :)

Bardzo lubię Słowację, mam do niej przysłowiowy "rzut beretem", dlatego od czasu do czasu tam zaglądam, zarówno do realnego, jak i tego wirtualnego słowackiego świata.
Niedawno odkryłam vlogerkę, Abbie Trulíkovą, która nagrywa po angielsku, jest Murzynką i ma męża Słowaka.
Para poznała się w Wielkiej Brytanii (to taka druga Europa Centralna, czy jak mówią moi czescy znajomi, "polskie kolonie" xD).
Wzięli ślub w Trnavie, na Słowacji.
Abbie z mężem
Jak możecie się domyśleć, był to dla Abbie skok na głęboką wodę. Niewiele wiedziała o Słowacji, zaczęła się od podstaw uczyć języka i lokalnych zwyczajów.
Swoje doświadczenia opisuje na vlogu, który znajdziecie tu.


W skrócie: Abbie mówi, że jest dla niej nowością to, że mąż mówi jej prawdę, bez owijania w bawełnę. Np. "Kochanie, czy ja przytyłam?" - "Tak, przytyłaś". Co w Anglii jest nietypowe :)
Słowackie zwyczaje wielkanocne tj. polewanie kobiet zimną wodą i bicie witkami wierzbowymi wydaje się jej okrutne.
Bawi ją to, jak niektórzy ludzie na nią reagują. Pewna kobieta na basenie o mało nie wykręciła sobie szyi, oglądając się za Abbie, pływającą na torze obok ;)
Czytając komentarze na swój temat, czasem nie wie czy ma się śmiać czy współczuć czy jedno i drugie, kiedy np. czyta, że zniszczy mężowi jego słowackie geny...
Kanał Abbie śledzi sporo Słowaków i Czechów. W końcu to ciekawe popatrzeć na siebie samego z innej perspektywy.

Podoba mi się jej poczucie humoru, pewność siebie i to, że demaskuje różne śmieszne zjawiska i postawy, jak np. na filmie o urodzie kobiet na Słowacji.




---------------------------------------------------------
Dziękuję, że czytacie moje teksty:) Wkrótce pojawi się artykuł o Tomio Okamurze, czeskim polityku japońskiego pochodzenia oraz o słowackiej mafii.
Zachęcam do śledzenia fejsbukowej strony bloga. Będziecie na bierząco. Pozdrawiam!






niedziela, 1 października 2017

Lekcja obrony i rozsądku

Dziś taki bardzo lokalny news, niemniej jednak wg mnie ciekawy i dający pewien obraz, tego, jaką wizję czy hierarchę potrzeb ma szkoła w jednej z podbrneńskich wsi (i całkiem możliwe, że nie ta jedna).

Jednego razu idę przez Drásov i widzę, że na placu przed szkołą sa ustawione stoliki, na których leżą karabiny. Kilkanaście metrów przed stolikami są powieszone na sznurkach plastikowe butelki pełniące rolę tarczy.
Otóż szkoła zorganizowała Dzień Obrony (cz. Branný den). Odbywało się to w ramach programu POKOS, tj. przygotowanie obywateli do obrony kraju. Dzieci mogły zapoznać się z strukturami armii Republiki Czeskiej, dowiedzieć się, jakie są ich obowiązki względem państwa, przypominali sobie zasady udzielania pierwszej pomocy, uczyli się strzelać i rzucać granatem do celu, jak wezwać pomoc, jak zachować się w przypadku pożaru, powodzi czy ataku chemicznego.


Kilka dni wcześniej w budynku sali gimnastycznej odbyła się prelekcja prowadzona przez dwóch młodych mężczyzn poruszających się na wózkach inwalidzkich na wskutek urazu (skok na głowę do basenu i wypadek na snowboardzie).
Mężczyźni opowiadali jak wyglądało ich życie przed i po wypadku, ostrzegali dzieci przed bezmyślnym ryzykiem i tłumaczyli, że spory procent młodych osób porusza się na wózkach z własnej winy. Opisywali także w jakich sportach i innych zajęciach może uczestniczyć osoba niepełnosprawna.







 Według mnie są to potrzebne zagadnienia i chyba dobrze, że władze szkoły idą w tym kierunku i wybierają je z szerokiej oferty programów edukacyjnych.

Z moich szkolnych czasów  pamiętam prelekcję o antykoncepcji i miesiączce w ...klasie maturalnej ;P