środa, 16 listopada 2016

People on my way

Chciałabym tym razem opowiedzieć Wam o ludziach, których miałam przyjemność tu poznać.
Celowo zmieniłam im imiona, tak aby żaden/żadna z nich nie przeczytał/a o sobie.

Nie będę przecież publikować zdjęć znajomych, dlatego widzicie to, co widzicie...


Lubomír to człowiek-orkiestra. Poznaliśmy go, kiedy był agentem nieruchomości. Nadal nim jest, ale najwidoczniej nudziło mu się i zaczął rozglądać się za większą liczbą obowiązków. Został wójtem swojej wsi. Kilka miesięcy temu stał się też managerem istniejącej już, aczkolwiek cienko przedzącej, restauracji. By przyciągnąć klientów zaczął organizować imprezy kulinarne np. weekend z dziczyzną, hamburgerowy czwartek, weekend z wędzonką/z tatarem/z żeberkami itp. Jest także aktywnym myśliwym i właścicielem kawałka lasu, z którego sprzedaje ludziom drewno na opał. Jak on znajduje czas na to wszystko? Zapewne on sam nie wie...

Andrea to mama dwójki dzieci, będąca obecnie na macierzyńskim. Lubi rower i chodzenie po górach i bardzo mi imponuje tym, że potrafi siedzieć w cukierni pół godziny i nie kupić nic słodkiego! Na początku miałam problem, żeby ją zrozumieć, ponieważ jest ze Słowacji, ale po jakimś czasie przestawiłam się i teraz rozumiem ją bez większych problemów. Raz poszłyśmy razem na spacer wokół wsi. Padał deszcz, więc schowałyśmy się pod daszkiem koło boiska. Dobrze się do tego spaceru przygotowałam: wzięłam Sznaps de luxe, ten taki z Biedronki i nietłukące kieliszki. Wyciągam i pytam czy chce kieliszeczek, a Andrea, bardzo zdziwiona zresztą, odpowiada, że dziękuje, ale jakoś tak rano nie ma ochoty. Było mi głupio, bo zakładałam, że jak babka mieszkała większość żywota między Tatrami a Wielką Fatrą, to nie będzie to dla niej takiego żadna egzotyka... Przeliczyłam się.

Rostislav to nasz sąsiad zza płotu. Jego ksywa kaktusiarz się wzięła od jego pracy, mianowicie utrzymuje się z hodowili kaktusów. Ma około 50 lat i trójkę małych dzieci. Wcześniej pracował długie lata w szkole jako nauczyciel biologii, ale niezbyt go bawiła ta praca. Nie przepada za sztywnymi strukturami, schematami i regulaminami. Raz wylądował na dywaniku u dyrektora, bo przyszedł do szkoły w zafarbowanych na niebiesko włosach. Teraz jest sam sobie panem; robi to, co potrafi i lubi. Jego szklarnia z kaktusami naprawdę robi wrażenie. Okazy, jakie hoduje, kosztują od kilkunastu do kilkuset złotych. Niektóre przywozi aż z Ameryki Południowej. W jego zbiorach znajdują się również kaktusy psychoaktywne czy halucynogenne, ale kaktusiarz mówi, że ich w tym celu nie używa, bo go to nie bawi. Twierdzi, że tripy, ćpanie czy nadużywanie alkoholu jest wyłącznie dla ludzi, którzy nie mają żadnych obowiązków i nie muszą rano wstać do pracy. On musi wstawać do dzieci i kaktusów. Jedynym jego narkotykiem jest bieganie. Nie przepuści żadnego maratonu w naszym województwie.

Zdenkę poznałam w zespole tańców dawnych. Jest przed 60-tką, pracuje w szpitalu wojskowym, zawsze jest bardzo elegancko ubrana i stara się żyć aktywnie. W wolnym czasie nie tylko tańczy, ale również udziela się w towarzystwie gimnastycznym Sokol. Kiedy usłyszała, że nie mamy telewizora w domu, spytała: "Ale jak to? To tak się da?" a na wiadomość, że jestem w ciąży, prawie przerażona, zapytała: "Yyyyy? A co ze Spartan Race?!"

Martina to moja mentorka i lektorka. Uczy mnie j.czeskiego poprzez konwersacje przez Skype. Lubi ponarzekać na swoich niesfornych czy wiecznie znudzonych uczniów (doucza literatury czeskiej dzieci w wieku szkolnym), na poziom edukacji w szkołach, na starą kadrę profesorską, która nie wie, kiedy odejść na emeryturę, na swój naród, na bucowatych ludzi w swoim miasteczku, na młodzież, która jedynie żąda, a nic nie potrafi i nic nie robi. (Skąd ja to wszystko znam?) Razem porównujemy życie, zwyczaje, kulturę,  szkolnictwo, rynek pracy i oczekiwania ludzi w naszych krajach i dochodzimy do wniosku, że wiele rzeczy mamy wspólnych i w obydwu krajach panuje porównywalny burdel, tylko w innych obszarach czy aspektach życia społecznego.

Ta lista może nie mieć końca i, co bardzo mnie cieszy, powiększa się niemal z każdym miesiącem. Specjalnie pominęłam jedną sławną osobę, o której jeszcze napiszę w osobnym poście.

A tymczasem dobranoc i dziękuję bardzo, że mnie czytacie :*




3 komentarze:

  1. Witaj, dopiero dziś trafiłem na twój blog ale wiem już że będę jego wiernym czytelnikiem :-) Tak sie składa że Czechy są mi bardzo bliskie i nie ukrywam że za kilka lat mam nadzieję w nich na stałe zamieszkać. A blog jest jak widze prawdziwą kopalnią wiedzy której nigdzie indziej nie znajdę. Wiedzy o codziennym zyciu. Serdecznie pozdrawiam, Darek

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, staram się jak mogę ;) Moim celem jest pokazanie autentyzmu życia w Czechach, a nie informacji, jakie internauta znajdzie w wikipedii czy na portalu Tripadvisor. Od siebie dodam, że Czechy wcale nie są mniej ciekawe niż np. Papua-Nowa Gwinea czy Syberia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to mi chodzi. Chciałbym wiedzieć jak najwięcej zanim się tam znajdę na stałe. Chociaż jak to oczywiście w życiu bywa margines tego co nieoczekiwanie jast ogromny. I to jest właśnie urok życia który kocham ☺
      pozdrawiam
      Darek

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.